Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 2

 Pierwszy dzień w szkole

Obudziłam się przed zadzwonieniem budzika. Zeszłam szybko z łóżka i wybrałam ubrania. Białą, luźną sukienkę i białe buty na wysokim obcasie.
Podeszłam do okna i po chwili wyszłam na balkon, poczułam wiatr we włosach i… i trochę było mi zimno. Szybko weszłam do domu i poszłam do łazienki, była 6.20 więc mam dużo czasu.
Po jakimś czasie wyszłam z umytymi zębami i lekkim makijażem, bo nie chcę mieć tapety jak jakieś (łagodnie powiedziane) panny lekkich obyczajów. Uczesałam się tak jak wczoraj, czyli w wielką kokardę na głowie. Byłam już w sukience gdy do mojego pokoju zajrzał Lysander.
- Cześć Clary. – uśmiechnął się, a ja spaliłam niezłego buraka.
- Hej. No jak to tak, wchodzić do czyjegoś pokoju. – powiedziałam z uśmiechem – Mogłeś zapukać.
- Alexy powiedział że jesteś ubrana. – powiedział.
- Zdrajco! Nie zagląda się do czyjegoś pokoju! – krzyknęłam z udawaną złością – Alexy! – zawołałam.
- T-tak? Clary? – spojrzał na mnie – Co nie tak? Nie gonisz?
- A mam zacząć, zdrajco?! – krzyknęłam, a on natychmiastowo odskoczył.
- N-nie. Mamo!- zawołał i zaczął uciekać.
- Uciekaj tchórzu! – zawołałam, a Lyss zaczął się śmiać – Co cię tak śmieszy?
- No bo… , nic, kompletnie nic. – powiedział.
- Do której chodzisz klasy? – zapytałam.
- Do trzeciej, a ty? – odpowiedział, po czym zadał pytanie.
- Ja też, a Alexy i Armin?
- Do drugiej. – rzekł.
- Czyli mam przewagę?
- Na to wygląda. – sprowadził mnie na ziemię, a miałam takie fajne pomysły, bła, ha, ha, ha, ha.
Założyłam buty i biały żakiet.
- Mogę iść z tobą? – zapytał.
- Jasne, czemu nie.
Zeszliśmy na dół, patrzę na zegarek, 7.13. Pomyślałam że zdążę zjeść śniadanie więc podeszłam do szafek w kuchni i szperałam w poszukiwaniu płatek, nagle zauważyłam dłoń Lysandra, która wyciąga całą, wielką paczkę płatek śniadaniowych.
- Tego szukasz? – zapytał lekko uśmiechnięty.
- Tak. – powiedziałam, przejęłam od niego i położyłam na szafce, następnie podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko.
- Mi też zrobisz śniadanko? – zapytał niebiesko włosy chłopak.
- Jasne, Alexy. – powiedziałam przygotowując drugą porcję płatek.
Dałam niebiesko włosemu miseczkę. Po kilku minutach, gdy ja zjadłam pół płatek, Alexy oddał pustą miskę.
- Dzięki. – powiedział.
- Ja już nie mogę. – powiedziałam i zaczęłam myć miseczki, po umyciu ich spojrzałam na zegarek, była 7.27 – Idziemy? – zapytałam.
- Tak, chodźmy. – wyszłam razem z Alexym i Lysandrem, przez chwilę gadaliśmy, a potem doszliśmy pod wielki biały budynek, który wydaje się spoko, weszliśmy tam i zachciało mi się rzygać tęczą, ale się powstrzymałam.
- Za dużo różu, umieram. – powiedziałam dla żartów.
- Ha, ha, ha. Jak pierwszy raz tu wszedłem to nie wytrzymałem i poszedłem do dyrektorki żeby zapytać czy mogę zmienić wystrój. – powiedział Alexy.
- I co udało ci się? – zapytałam.
- Niestety nie. – powiedział, a ja pomyślałam „To chyba nic dziwnego, bo on przecież by tak nie urządził”, po chwili podszedł do nas jakiś czerwono włosy chłopak i zaczął się we mnie wgapiać.
- Hej. Ty jesteś Clary, tak? – zapytał z zadziornym uśmiechem
- Tak, a ty jak się nazywasz? – zapytałam.
- Kastiel. – nagle podeszła do niego jakaś blondyna z taką tapetą, że prawie nie było widać jej oczu.
- Jak możesz spotykać się z nimi. – zapytała, na mnie żadnego wrażenia nie zrobiła.
- Normalnie! Odczep się! – krzyknął, a ona pobiegła do jakichś dziewczyn, jak odchodziły usłyszałam tylko „Charlotte, Li, idziemy”.
- Kto to jest? – zapytałam.
- To jest Amber, która ciągle przyczepia się do Kastiela. – odpowiedział mi Lysander.
- Acha, więc, współczuję. – powiedziałam do czerwono włosego.
- Dzięki. – rzekł.
- Przepraszam, ale muszę iść do dyrektora. – odpowiedziałam, usłyszałam tylko że Lysander mówi coś Kastielowi, czyżby o mnie?
- Do zobaczenia później. – powiedział Alexy.
Szłam korytarzem i nagle zauważyłam jakąś staruszkę.
- Czy ty jesteś Clary Grey? – zapytała.
- Tak. – pokiwałam twierdząco głową.
- A więc, twoje dokumenty znajdują się w pokoju gospodarzy, za rogiem. Nataniel to główny gospodarz, sprawdzi twoje dokumenty. – powiedziała i odeszła.
Ta siwo włosa kobieta wydawała się miła, czyli to była dyrektorka, ale jak dla mnie w jej ubraniu było za dużo różu. Rozmyślałam jeszcze przez chwilę i nagle wpadłam na kogoś i upadłam. Co ja mam z tym upadaniem, przed domem, w domu, w szkole. Co za życie. Po chwili zobaczyłam blondyna w białej koszuli, czarnym krawacie i czarnych dżinsach, który wyciąga dłoń żeby pomóc mi wstać. Przyjęłam jego pomoc i chwilę później już stałam na nogach.
- Ja bardzo przepraszam. – powiedziałam.
- Nic nie szkodzi. To ty jesteś Clary? – zapytał, skąd oni znają moje drugie imię.
- T-tak. – powiedziałam jąkając się, czemu się jąkam, Loren, ty debilko.
- Cześć, jestem Nataniel, szukałem cię.
- Ja ciebie też szukałam. – powiedziałam ciszej.
- Sprawdziłem twoje dokumenty, wszystko jest okej, brakuje tylko podpisu opiekuna i zdjęcia. – powiedział już trochę poważniejszym głosem.
- Zdjęcie, okej, ale wydaje mi się że był tam podpis. – odpowiedziałam z niedowierzeniem.
- Okej to ty idź na bazar po zdjęcie, a ja poszukam w innych papierach tego podpisu. Zapomniałem dodać, dzisiaj nie masz lekcji, zaczynasz naukę od jutra, o godzinie 11.00.
- Dobrze, dziękuję. – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia ze szkoły.
Szłam kilka minut, aż zauważyłam na jednym z budynków, mały napis. „Fotograf”, podeszłam do drzwi budynku, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry. – powiedziałam do starszego pana, stojącego przy aparacie.
- Dzień Dobry. Czego sobie życzysz? – zapytał uprzejmie.
- Zdjęcie do dokumentów szkolnych. – rzuciłam.
- Siadaj. – powiedział wskazując na krzesełko oddalone dwa metry od aparatu.
Usiadłam, a pan zrobił mi kilka zdjęć.
- Proszę, to twoje.
- Ile płacę? – zapytałam.
- 5 dolarów. – wyjęłam portfel i zapłaciłam, po czym wzięłam swoje zdjęcia, nawet ładnie wyszłam.
- Do widzenia. – powiedziałam.
Wyszłam ze sklepu i już szłam do szkoły, zatrzymałam się niedaleko niej, w parku. Chwilkę pomyślałam, a potem kiedy chciałam już z niego wyjść, skoczył na mnie pies… , owczarek francuski. Zaczął mnie lizać po twarzy, lekko go z siebie zepchnęłam i szybko wstałam. Zaczął koło mnie skakać i szczekać.
- Jesteś głodny? – powiedziałam, a on momentalnie zawył. – Masz. – położyłam obok niego swoją kanapkę, a on dwa, może trzy razy ją ugryzł i już jej nie było, zobaczyłam że ma obrożę, obróciłam znaczek na niej i zobaczyłam numer telefonu i nazwisko, „Kastiel Cerren, Demon” – Czyli twoim właścicielem jest Kastiel, pasujesz na jego psa, Demonie. – powiedziałam jego imię i po chwili zza muru tego parku wyleciał zdyszany nie kto inny jak Kastiel.
- Hej, to mój pies! – krzyknął.
- Wiem, zdążyłam przeczytać. – powiedziałam, a on złapał za smycz psa, a ja zaczęłam głaskać pupila (rzecz jasna Demona) – Ładnie to tak zwiewać z lekcji?
- Mam w nawyku. – powiedział z uśmiechem.
- To ty zwiewaj z lekcji, a ja idę odnieść zdjęcie. – już chciałam iść w stronę wyjścia, gdy nagle złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, nasze usta dzieliły milimetry i nagle, gdy chciał się jeszcze bardziej zbliżyć, odepchnęłam go.
- Co ci strzeliło do głowy?! – zapytałam.
- Chciałem coś sprawdzić. – powiedział z zadziornym uśmieszkiem.
- Co?! – krzyknęłam i strzeliłam mu w policzek dłonią, pozostawiając czerwony ślad, momentalnie złapał się za obolałe miejsce.
- Chciałem sprawdzić czy jesteś jedną z tych plastikowych laleczek ze szkoły. – powiedział.
- I co ci wyszło?! – krzyknęłam.
- Jednak się pomyliłem, zwracam honor. – powiedział i chciał iść.
- Przepraszam, poniosło mnie. – powiedziałam, a on się wyszczerzył.
- Ja też prz… , źle pomyślałem. Cześć. – powiedział i obydwoje poszliśmy w inną stronę.
Podeszłam do drzwi pokoju gospodarzy i nacisnęłam klamkę, po czym weszłam. Nataniel, natychmiast się odwrócił w moją stronę.
- Znalazłem podpis. – powiedział.
- A ja mam zdjęcie. – uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, natychmiast włożę do twojej teczki.
- Czemu mówisz tak oficjalnie? Mów mi na ty, jestem Clary.
- D-Dobra Clary. – powiedział.
- I tak jest lepiej, nieprawdaż? – zapytałam.
- No właściwie, tak. – odpowiedział odrobinę zarumieniony.
- Dobra to ja zmykam, cześć.
- Do zobaczenia. – powiedział.
Szybko wybiegłam ze szkoły i na parkingu zauważyłam Kastiela i Lysandra, który chyba był uśmiechnięty. Byłam już na końcu parkingu, kiedy Lysander podszedł do mnie.
- Hej Clar.
- Hej Lyss.
- Mogę cię odprowadzić do domu? – zapytał.
- Jeśli masz po drodze, to okej. – powiedziałam.
- Mieszkam po drugiej stronie ulicy. – rzekł i oboje się uśmiechnęliśmy.
Szliśmy kilka minut w milczeniu, kompletna cisza. Nagle zauważyłam że jesteśmy niedaleko mojego domu. Byliśmy już pod drzwiami.
- To ja już chyba pójdę. – powiedział.
- To nie zostaniesz na kawę? – zapytałam.
- A mogę?
- Jasne, wchodź. – powiedziałam z entuzjazmem.
Lysander usiadł na kanapie, a ja zaczęłam gotować kawę. Po skończeniu jej przygotowywać, podałam ją przyjacielowi i wraz z nim usiadłam na kanapie. Pogadaliśmy, pośpiewaliśmy, a raczej powydzieraliśmy się i właśnie tak minął nam czas.
- Ja już będę się zbierać. – powiedział i zakładał już płaszcz.
- Dzięki że przyszedłeś. – odpowiedziałam, a on pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Zamknęłam drzwi i oparłam się na nich, po czym zjechałam na podłogę. Po kilku minutach takiego siedzenia, posprzątałam kubki po kawie i poszłam na górę. Wzięłam odprężający, zimny prysznic i ubrałam w pidżamę. Potem wysuszyłam włosy i położyłam spać.




Za wszelkie błędy przepraszam, nie miałam czasu sprawdzić. Kolejny post już niedługo. Jeśli blog wam się podoba to plećcie go innym. Smacznego jajka. 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 1

Nowi Prawdziwi Przyjaciele  
Szłam zamyślona ulicą, targając dwie małe walizki, w jednej ubrania, a w drugiej gitara i laptop, co się będę. Ciągle myślałam o... , hmm jakby to nazwać... , o tym incydencie. O wypadku i nieżyjącej mamie. No właśnie, nieżyjącej... , teraz to już koniec. Muszę mieszkać z... , ach... z tatą i jego dziećmi. Właśnie się tam wybieram, gdyby nie cioci... Titi, nawet nie pomyślałabym o czymś takim. Ona właśnie wyjechała i boi się zostawić mnie samą więc idę do "tatusia". Nienawidzę go, dlatego że zostawił mnie i mamę gdy się tylko urodziłam. 
Myślałam, aż wpadłam na jakąś osobę. Rozejrzałam się i zauważyłam jakiegoś chłopaka. Zaczęłam skanować go wzrokiem, hmm, normalny. Białe włosy, były one bardzo ciekawe, ponieważ ich końcówki są czarne. Gdy zauważyłam jego wzrok na sobie zrozumiałam że za długo na niego patrzę i spaliłam buraka.
- Przepraszam, ja... , jestem Lysander. - rzekł chłopak, będący już dość zarumieniony.
- Loren... , mów mi Clary. - powiedziałam na początku się wahając, później powiedziałam spokojnie, z delikatnym uśmiechem.
- Mieszkasz tu? - zapytał wskazując na jakiś dom, ja spojrzałam na numer domu.
- Tak, dzisiaj się przeprowadzam. - powiedziałam i pokazałam na walizki.
- Pomóc ci?
- Nie, dzięki. - odrzekłam, ale on złapał za jedną z moich torb z bagażem, a ja zrobiłam taką minę że aż ją puścił, po czym ja cicho zaśmiałam się, on to chyba usłyszał bo z jego twarzy spadła maska przerażenia.
- Do jakiego chodzisz liceum? - zapytał, z... , z, chyba z nadzieją.
- Do jakiegoś... , do Słodkiego... - zastanowiłam się chwilę - do Słodkiego Amorisa.
- Och! To świetnie, ja też tam chodzę! - zawołał.
- To dobrze, przynajmniej nie będę sama. - powiedziałam i cicho ziewnęłam i chciałam iść do drzwi kiedy Lyasander złapał mnie lekko za nadgarstek.
- Idziesz już?
- Yyyy... , chyba tak.
- Okej to widzimy się jutro. - powiedział z entuzjazmem.
Właśnie takie osoby lubię, nie mówią czegokolwiek z niechcenia, ale z radością, entuzjazmem albo czymś tam. Zapukałam do drzwi i nagle otworzył mi niebiesko włosy chłopak, było widać że zna się na modzie i na kolorach, wyglądał bardziej kolorowo niż tęcza, niebieska bluzka z napisem "sweet rainbow", nie no żart, z napisem "glass world" czerwone spodnie, w pasie zawiązanych kilka kolorowych chust, z tym wszystkim komponowały się też różowe oczy.
- Wejdź! - krzyknął z entuzjazmem i zaciągnął mnie do środka - Jestem Alexy! - i znów ten uśmiech.
- A ja... - nie skończyłam bo mi przerwał.
- Lor... , Clary. - uśmiechnął się pospiesznie i mnie przytulił. - Clary przyszła! - zawołał, złapał za moje walizeczki i zaniósł je na górę, po chwili już wrócił.
- Cześć córeczko. - powiedział ojciec i przytulił się do mnie - Muszę wyjść, nie czekajcie na mnie. - powiedział i spojrzał na mnie przepraszająco spod okularów.
- Cześć. - powiedzieliśmy razem z Alexym niemalże jednocześnie.
- Choć pokarzę ci twój pokój. - powiedział i pociągnął mnie za rękę do pokoju, prawie upadłam z wrażenia, no dobra potknęłam się o próg, ale złapał mnie czarnowłosy... Alexy.
- Uważaj. - powiedział przygnębiająco.
- Alexy, co ci się stał... - znów mi przerwano.
- Armin i nie waż się wchodzić do mojego pokoju. - powiedział oschle i odszedł, nagle dostałam "puka" w plecy, odwróciłam się, a tam Alexy.
- To mój brat bliźniak. Musisz się przyzwyczaić.
- Spróbuję, ale powiedz kto urządzał mój pokój. - zapytałam, ale i tak wiedziałam że to Alexy, jednak domyśliłam się że czeka na to pytanie, powiem tak, ten pokój jest dla mnie idealny, kremowe ściany, ciemno brązowe panele na podłodze, tak samo ciemna szafa, biurko, szafki nocne i drewniane podstawy wielkiego łóżka, a pościel na nim była jasna jak ściany.
- Moja zasługa. - powiedział z dumą w głosie.
- A powiesz gdzie jest łazienka?
- Tutaj. - powiedział i pokazał drzwi obok szafy w moim pokoju.
Weszliśmy i zobaczyłam białą wannę i prysznic, szare kafelki na podłodze i szafkę na ręczniki i biały sedes. Tego że toaleta będzie taka stylowa się nie spodziewałam.
- To też moja zasługa. - powiedział i wybuchliśmy śmiechem.
- Czy coś w tym domu nie zostało przez ciebie zmienione?
- Nie. - powiedział z dumą i znowu wybuchliśmy. - Przepraszam, muszę zmykać. Umówiłem się z kolegami. - powiedział, przytulił mnie i poszedł, a ja postanowiłam że wezmę prysznic.
Po kilku minutach przyszłam już ubrana, w czarną, luźną sukienkę do połowy ud, zakończoną koronką. Dobrze wyglądała w towarzystwie czarnych balerin, które są przeze mnie uwielbiane, a moje niebieskie oczy i białe włosy także dobrze się komponowały, najbardziej pasowało mi to że włosy są takiej samej długości co sukienka. Chwilę później miałam wysuszone włosy. Jeszcze kilka chwil później, po kilku przekleństwach i nieudanych próbach na moje głowie była ładna, zarazem wielka i puszysta kokarda.
Gdy byłam już przygotowana, do mojego pokoju wpadły dwie cztery dziewczyny.
- Cześć, jestem Rozalia. - odezwała się najwyższa dziewczyna, miała białe włosy, nieco ciemniejsze od moich.
- Ja, Kimira, ale mów mi Kim. - powiedziała czarno włosa dziewczyna, która miała ciemną skórę.
- Ja, natomiast jestem Iris. - powiedziała rudo włosa.
- A-a ja Viol-Violetta. - powiedziała różowo włosa dziewczyna, na pewno jest nieśmiała.
- Cześć, jestem Clary. - powiedziałam z uśmiechem.
- Miło nam cię poznać. - powiedziały chórem, nawet Violi się udało.
- Wiecie, czuje że pomiędzy nami będzie dobra przyjaźń. - powiedziałam promiennie.
- Oj, też tak czuję. - powiedziała Violetta na moje rysunki które powiesiłam na ścianie.
- Viola, ty się nie jąkasz? - zapytała zdziwiona Roza.
- Nie, też uważam że to dziwne. - powiedziała, a ja poczułam że wszystko zaczyna nabierać sens.




Cześć, jestem Venir. Jeśli są błędy to bardzo przepraszam. Następny post, postaram się dodać jak najszybciej. Będę miała dużo czasu, ze względu na święta. Wesołych Świąt, życzę wszystkim!