Pierwszy dzień w szkole
Obudziłam się przed zadzwonieniem budzika. Zeszłam
szybko z łóżka i wybrałam ubrania. Białą, luźną sukienkę i białe buty na
wysokim obcasie.
Podeszłam do okna i po chwili wyszłam na balkon,
poczułam wiatr we włosach i… i trochę było mi zimno. Szybko weszłam do domu i
poszłam do łazienki, była 6.20 więc mam dużo czasu.
Po jakimś czasie wyszłam z umytymi zębami i lekkim
makijażem, bo nie chcę mieć tapety jak jakieś (łagodnie powiedziane) panny
lekkich obyczajów. Uczesałam się tak jak wczoraj, czyli w wielką kokardę na
głowie. Byłam już w sukience gdy do mojego pokoju zajrzał Lysander.
- Cześć Clary. – uśmiechnął się, a ja spaliłam
niezłego buraka.
- Hej. No jak to tak, wchodzić do czyjegoś pokoju. –
powiedziałam z uśmiechem – Mogłeś zapukać.
- Alexy powiedział że jesteś ubrana. – powiedział.
- Zdrajco! Nie zagląda się do czyjegoś pokoju! –
krzyknęłam z udawaną złością – Alexy! – zawołałam.
- T-tak? Clary? – spojrzał na mnie – Co nie tak? Nie
gonisz?
- A mam zacząć, zdrajco?! – krzyknęłam, a on
natychmiastowo odskoczył.
- N-nie. Mamo!- zawołał i zaczął uciekać.
- Uciekaj tchórzu! – zawołałam, a Lyss zaczął się
śmiać – Co cię tak śmieszy?
- No bo… , nic, kompletnie nic. – powiedział.
- Do której chodzisz klasy? – zapytałam.
- Do trzeciej, a ty? – odpowiedział, po czym zadał
pytanie.
- Ja też, a Alexy i Armin?
- Do drugiej. – rzekł.
- Czyli mam przewagę?
- Na to wygląda. – sprowadził mnie na ziemię, a
miałam takie fajne pomysły, bła, ha, ha, ha, ha.
Założyłam buty i biały żakiet.
- Mogę iść z tobą? – zapytał.
- Jasne, czemu nie.
Zeszliśmy na dół, patrzę na zegarek, 7.13.
Pomyślałam że zdążę zjeść śniadanie więc podeszłam do szafek w kuchni i
szperałam w poszukiwaniu płatek, nagle zauważyłam dłoń Lysandra, która wyciąga
całą, wielką paczkę płatek śniadaniowych.
- Tego szukasz? – zapytał lekko uśmiechnięty.
- Tak. – powiedziałam, przejęłam od niego i
położyłam na szafce, następnie podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko.
- Mi też zrobisz śniadanko? – zapytał niebiesko
włosy chłopak.
- Jasne, Alexy. – powiedziałam przygotowując drugą
porcję płatek.
Dałam niebiesko włosemu miseczkę. Po kilku minutach,
gdy ja zjadłam pół płatek, Alexy oddał pustą miskę.
- Dzięki. – powiedział.
- Ja już nie mogę. – powiedziałam i zaczęłam myć
miseczki, po umyciu ich spojrzałam na zegarek, była 7.27 – Idziemy? –
zapytałam.
- Tak, chodźmy. – wyszłam razem z Alexym i
Lysandrem, przez chwilę gadaliśmy, a potem doszliśmy pod wielki biały budynek,
który wydaje się spoko, weszliśmy tam i zachciało mi się rzygać tęczą, ale się
powstrzymałam.
- Za dużo różu, umieram. – powiedziałam dla żartów.
- Ha, ha, ha. Jak pierwszy raz tu wszedłem to nie
wytrzymałem i poszedłem do dyrektorki żeby zapytać czy mogę zmienić wystrój. –
powiedział Alexy.
- I co udało ci się? – zapytałam.
- Niestety nie. – powiedział, a ja pomyślałam „To
chyba nic dziwnego, bo on przecież by tak nie urządził”, po chwili podszedł do
nas jakiś czerwono włosy chłopak i zaczął się we mnie wgapiać.
- Hej. Ty jesteś Clary, tak? – zapytał z zadziornym
uśmiechem
- Tak, a ty jak się nazywasz? – zapytałam.
- Kastiel. – nagle podeszła do niego jakaś blondyna
z taką tapetą, że prawie nie było widać jej oczu.
- Jak możesz spotykać się z nimi. – zapytała, na
mnie żadnego wrażenia nie zrobiła.
- Normalnie! Odczep się! – krzyknął, a ona pobiegła
do jakichś dziewczyn, jak odchodziły usłyszałam tylko „Charlotte, Li, idziemy”.
- Kto to jest? – zapytałam.
- To jest Amber, która ciągle przyczepia się do
Kastiela. – odpowiedział mi Lysander.
- Acha, więc, współczuję. – powiedziałam do czerwono
włosego.
- Dzięki. – rzekł.
- Przepraszam, ale muszę iść do dyrektora. –
odpowiedziałam, usłyszałam tylko że Lysander mówi coś Kastielowi, czyżby o
mnie?
- Do zobaczenia później. – powiedział Alexy.
Szłam korytarzem i nagle zauważyłam jakąś staruszkę.
- Czy ty jesteś Clary Grey? – zapytała.
- Tak. – pokiwałam twierdząco głową.
- A więc, twoje dokumenty znajdują się w pokoju
gospodarzy, za rogiem. Nataniel to główny gospodarz, sprawdzi twoje dokumenty.
– powiedziała i odeszła.
Ta siwo włosa kobieta wydawała się miła, czyli to
była dyrektorka, ale jak dla mnie w jej ubraniu było za dużo różu. Rozmyślałam
jeszcze przez chwilę i nagle wpadłam na kogoś i upadłam. Co ja mam z tym
upadaniem, przed domem, w domu, w szkole. Co za życie. Po chwili zobaczyłam
blondyna w białej koszuli, czarnym krawacie i czarnych dżinsach, który wyciąga
dłoń żeby pomóc mi wstać. Przyjęłam jego pomoc i chwilę później już stałam na
nogach.
- Ja bardzo przepraszam. – powiedziałam.
- Nic nie szkodzi. To ty jesteś Clary? – zapytał,
skąd oni znają moje drugie imię.
- T-tak. – powiedziałam jąkając się, czemu się
jąkam, Loren, ty debilko.
- Cześć, jestem Nataniel, szukałem cię.
- Ja ciebie też szukałam. – powiedziałam ciszej.
- Sprawdziłem twoje dokumenty, wszystko jest okej,
brakuje tylko podpisu opiekuna i zdjęcia. – powiedział już trochę poważniejszym
głosem.
- Zdjęcie, okej, ale wydaje mi się że był tam
podpis. – odpowiedziałam z niedowierzeniem.
- Okej to ty idź na bazar po zdjęcie, a ja poszukam
w innych papierach tego podpisu. Zapomniałem dodać, dzisiaj nie masz lekcji,
zaczynasz naukę od jutra, o godzinie 11.00.
- Dobrze, dziękuję. – powiedziałam i skierowałam się
do wyjścia ze szkoły.
Szłam kilka minut, aż zauważyłam na jednym z
budynków, mały napis. „Fotograf”,
podeszłam do drzwi budynku, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry. – powiedziałam do starszego pana,
stojącego przy aparacie.
- Dzień Dobry. Czego sobie życzysz? – zapytał
uprzejmie.
- Zdjęcie do dokumentów szkolnych. – rzuciłam.
- Siadaj. – powiedział wskazując na krzesełko
oddalone dwa metry od aparatu.
Usiadłam, a pan zrobił mi kilka zdjęć.
- Proszę, to twoje.
- Ile płacę? – zapytałam.
- 5 dolarów. – wyjęłam portfel i zapłaciłam, po czym
wzięłam swoje zdjęcia, nawet ładnie wyszłam.
- Do widzenia. – powiedziałam.
Wyszłam ze sklepu i już szłam do szkoły, zatrzymałam
się niedaleko niej, w parku. Chwilkę pomyślałam, a potem kiedy chciałam już z
niego wyjść, skoczył na mnie pies… , owczarek francuski. Zaczął mnie lizać po
twarzy, lekko go z siebie zepchnęłam i szybko wstałam. Zaczął koło mnie skakać
i szczekać.
- Jesteś głodny? – powiedziałam, a on momentalnie
zawył. – Masz. – położyłam obok niego swoją kanapkę, a on dwa, może trzy razy
ją ugryzł i już jej nie było, zobaczyłam że ma obrożę, obróciłam znaczek na
niej i zobaczyłam numer telefonu i nazwisko, „Kastiel Cerren, Demon” – Czyli
twoim właścicielem jest Kastiel, pasujesz na jego psa, Demonie. – powiedziałam
jego imię i po chwili zza muru tego parku wyleciał zdyszany nie kto inny jak
Kastiel.
- Hej, to mój pies! – krzyknął.
- Wiem, zdążyłam przeczytać. – powiedziałam, a on
złapał za smycz psa, a ja zaczęłam głaskać pupila (rzecz jasna Demona) – Ładnie
to tak zwiewać z lekcji?
- Mam w nawyku. – powiedział z uśmiechem.
- To ty zwiewaj z lekcji, a ja idę odnieść zdjęcie.
– już chciałam iść w stronę wyjścia, gdy nagle złapał mnie za nadgarstek i
przyciągnął do siebie, nasze usta dzieliły milimetry i nagle, gdy chciał się
jeszcze bardziej zbliżyć, odepchnęłam go.
- Co ci strzeliło do głowy?! – zapytałam.
- Chciałem coś sprawdzić. – powiedział z zadziornym
uśmieszkiem.
- Co?! – krzyknęłam i strzeliłam mu w policzek dłonią,
pozostawiając czerwony ślad, momentalnie złapał się za obolałe miejsce.
- Chciałem sprawdzić czy jesteś jedną z tych
plastikowych laleczek ze szkoły. – powiedział.
- I co ci wyszło?! – krzyknęłam.
- Jednak się pomyliłem, zwracam honor. – powiedział i
chciał iść.
- Przepraszam, poniosło mnie. – powiedziałam, a on
się wyszczerzył.
- Ja też prz… , źle pomyślałem. Cześć. – powiedział i
obydwoje poszliśmy w inną stronę.
Podeszłam do drzwi pokoju gospodarzy i nacisnęłam
klamkę, po czym weszłam. Nataniel, natychmiast się odwrócił w moją stronę.
- Znalazłem podpis. – powiedział.
- A ja mam zdjęcie. – uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, natychmiast włożę do twojej teczki.
- Czemu mówisz tak oficjalnie? Mów mi na ty, jestem
Clary.
- D-Dobra Clary. – powiedział.
- I tak jest lepiej, nieprawdaż? – zapytałam.
- No właściwie, tak. – odpowiedział odrobinę
zarumieniony.
- Dobra to ja zmykam, cześć.
- Do zobaczenia. – powiedział.
Szybko wybiegłam ze szkoły i na parkingu zauważyłam
Kastiela i Lysandra, który chyba był uśmiechnięty. Byłam już na końcu parkingu,
kiedy Lysander podszedł do mnie.
- Hej Clar.
- Hej Lyss.
- Mogę cię odprowadzić
do domu? – zapytał.
- Jeśli masz po drodze,
to okej. – powiedziałam.
- Mieszkam po drugiej
stronie ulicy. – rzekł i oboje się uśmiechnęliśmy.
Szliśmy kilka minut w
milczeniu, kompletna cisza. Nagle zauważyłam że jesteśmy niedaleko mojego domu.
Byliśmy już pod drzwiami.
- To ja już chyba
pójdę. – powiedział.
- To nie zostaniesz na
kawę? – zapytałam.
- A mogę?
- Jasne, wchodź. –
powiedziałam z entuzjazmem.
Lysander usiadł na
kanapie, a ja zaczęłam gotować kawę. Po skończeniu jej przygotowywać, podałam
ją przyjacielowi i wraz z nim usiadłam na kanapie. Pogadaliśmy, pośpiewaliśmy,
a raczej powydzieraliśmy się i właśnie tak minął nam czas.
- Ja już będę się
zbierać. – powiedział i zakładał już płaszcz.
- Dzięki że
przyszedłeś. – odpowiedziałam, a on pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Zamknęłam drzwi i
oparłam się na nich, po czym zjechałam na podłogę. Po kilku minutach takiego
siedzenia, posprzątałam kubki po kawie i poszłam na górę. Wzięłam odprężający,
zimny prysznic i ubrałam w pidżamę. Potem wysuszyłam włosy i położyłam spać.
Za wszelkie błędy przepraszam, nie
miałam czasu sprawdzić. Kolejny post już niedługo. Jeśli blog wam się podoba to
plećcie go innym. Smacznego jajka.